Jeśli ktoś jeszcze będzie po wspólnym kobiet na Igrzyskach Olimpijskich w Rio twierdził, że wyścigi pań są takie sobie, temu nie pomoże już x-wizyta u lekarza specjalisty. Dziewczyny po raz enty udowodniły, że ściganie płci pięknej jest po prostu ciekawe, emocjonujące oraz porywające. A że nie zdobyliśmy medalu? W zaistniałym scenariuszu misja nie była łatwa.
Przyznajmy uczciwie, w pierwszej części 140-kilometrowych zawodów zamiast wiatru od strony Atlantyku, który zapowiadano, wiało nudą. Poszedł odjazd Belgijki Kopecky, kontrowała Niemka Kasper, w grupie zasadniczej warunki dyktowały przede wszystkim Holenderki oraz Amerykanki. Czujnie kręciła Ania Plichta, aktualna wicemistrzyni Polski, Gosię Jasińską znaleźć można było przy Kasi Niewiadomej, przy liderce biało-czerwonej reprezentacji.
Trudy olimpijskiej przeprawy jeszcze przed decydującą rundą na Vista Chinesa dały się we znaki 68-osobowemu peletonowi, z którego pozostało około 40 zawodniczek. Po ambitnej i aktywnej jeździe Niemek wykrystalizowała się ucieczka m.in. z Vos, Ferrand-Prevot, Worrack i „jadę, jadę na maksa o każdej porze dnia i nocy” Jasińską. Wow, co za grupka, grupka wybuchowa. Mistrzynie świata, mistrzynie olimpijskie. Mimo tego komentatorzy TV dopiero, gdy na ekranie pokazały się nazwiska uciekinierek, potrafili je rozpoznać.
Goniła filigranowa Mara Abbott wraz z Evelyn Stevens. Co chwila dochodziło do kolejnych ataków, prób zespawania. Jedne zawodniczki gnały do przodu, inne wycofywały się tracąc siły. Prawdziwy rollercoaster, góra-dół, góra-dół, wieczne przetasowania, zmiany konstelacji, jedno nazwisko, drugie nazwisko. Niewiadoma razem z mistrzynią świata Armitstead ze stratą. Brytyjka, o której ostatnio było głośno z racji trzykrotnego “missed test”, nie cieszy się aktualnie zbyt dobrym pijarem. Mało się nim jednak przejmuje. Razem z odczepioną Polką, która jechał swoje, chciały doskoczyć do czołówki.
A z przodu van Vleuten, van der Breggen – ależ te Holenderki były mocne! – Longo Borghini, Johansson i Abbott. Stare znajome, znajome twarze, znajome style jazdy. I znajomy zjazd z krawężnikami, które okazał się pechowy dla Nibalego, Henao i Porte. Van Vleuten pokonuje zakręty kapitalnie. Lewo, prawo, ona nie jedzie, ona frunie po olimpijskie złoto. Doświadczonej zawodniczce Oriki tego właśnie brakuje. Przyspiesza, hamuje, przyspiesza, hamuje. Niejednokrotnie trenowała na tej trasie. Wie, w jakich miejscach na ile sobie można pozwolić. I wtedy wielkie boom.
Nie wyrobiła, nie zmieściła się, nie wyhamowała. Runęła przez kierownicę uderzając głową i barkiem o krawężnik wraz z asfaltem. Nie rusza, kamery telewizyjne całe szczęście switchują na inny kadr. Nie chcemy tego oglądać. Widok straszny, van Vleuten się nie rusza. Głowa przypomina Woutera Weylandta, kasujemy tę myśl, nie chcemy powtórki. Holenderka trafia do szpitala z licznymi obrażeniami, ale jej stan lekarze określają jako stabilny. Kamień z serca, krawężnik z serca.
Tak jak Majka przez kraksę swoich rywali znalazł się na samym czubie, tak teraz kręci Abbott. Niewiadoma zjeżdża szybko, ale szanse na doścignięcie reszty są nikłe. Obok niej Lizka, będąca u siebie w domu, bo z Rio, Brazylijka Oliveira i Szwajcarka Neff, czyli świeżo upieczona triumfatorka Tour de Pologne Women. Przewaga się zmniejsza, lecz jest jeszcze za duża, by myśleć o pudle. Podium odjechało. Abbott będzie miała złoto. Na pewno?
Johansson, Longo Borghini i van der Berggen widzą, co jest grane. Kobiety się nie poddają, kobiety walczą do ostatnich metrów. Gdy na długim wypłaszczeniu na horyzoncie pojawia się Abbott jej losy są już policzone. Amerykanka słabnie, nie ma już nic pod nogą, zostaje schwytana na 500 metrów do mety i w przeciwieństwie do Majki może mówić o pechu, że pogoń składa się z tercetu, a nie z duetu, ponieważ tak miałaby przynajmniej brąz. Ostatecznie wraca do rodziny z niczym. Bez tarczy, lecz i nie na tarczy. Abbott jest cichą bohaterką tego wyścigu. Czapki, kaski z głów Mara.
Van der Berggen wygrywa złoto przed Johansson i Longo Borghini, Niewiadoma jest szósta. Szósta mili państwo! Po dobrym w jej wykonaniu wyścigu. Szósta lokata jest najlepszą w historii kobiecego kolarstwa po Pauli Brzeźnej, która w Pekinie była ósma. Szósta lokata w pełni odzwierciedla jej pozycję w światowym peletonie. Jak na dziewczynę, która nie skończyła jeszcze 22 lat to i tak jest mistrzostwo świata. Kłaniamy się w pas, Kasik, choć i tak wiemy, że plany miałaś trochę inne.
Czy pozostał niedosyt? Być może niewielki, jak zawsze, gdy mówi się o możliwym medalu, a się go nie zdobywa. Przed Niewiadomą i Plichtą jednak teraz indywidualna czasówka. Założymy się, że nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa?
Tekst: Wolfgang Brylla