Najmłodszy gravel z rodziny Checkpointów nie wyprze się pokrewieństwa z lżejszym rodzeństwem, wyposażonym w osprzęt wyższej klasy. I właśnie geny to jego ogromny atut.
Tekst: Małgorzata greten Pawlaczek
Zdjęcia: Hania Tomasiewicz
Zanim napiszę o Checkpointcie AL 3 więcej, muszę się przyznać, że mam ogromny sentyment do graveli Treka. Na „protogravelu” amerykańskiej marki, Domane ALR 4 Disc (test w SZOSIE 2/2017), przejeździłam kilka lat temu całą zimę, i to zarówno włócząc się po szosach, jak i po bardziej przyjaznych gładkim oponom polnych i leśnych drogach. Najwyższym modelem z rodziny Checkpointów, SL 6 (którego test opublikowaliśmy na magazynszosa.pl), zjeździłam o różnych porach roku, w różnych warunkach pogodowych setki kilometrów zarówno ulubionych terenowych tras, jak i nowych, wcześniej nieznanych ścieżek. Przesiadka na najniższy model Checkpointa tym bardziej mogła być więc interesującym doświadczeniem.
I była. Dwa kilogramy więcej, aluminiowa rama, brak rozdzielacza isospeed, tarczówki mechaniczne zamiast hydraulicznych i Sora w miejsce Ultegry muszą robić różnicę. Ale to, jak bardzo i czy w ogóle będzie ci to przeszkadzać, zależy tylko… od ciebie. Bo choć SL 6 działa na wyobraźnię, zwłaszcza, gdy gna się na nim bez większego wysiłku po najgorszych terenowych trasach, lekko pokonując wszystkie wzniesienia, to mniej zwinny, ale niemal równie niezawodny AL 3 w zupełności zaspokaja głód na wielogodzinne włóczenie się zarówno po asfaltach, w tym tych „typu rodeo”, nieremontowanych od lat, jak i po bezdrożach.
Na szosie i daleko od niej
Chcąc jeździć daleko od szosy, wystarczy zamienić 32-mm slicki, w które AL 3 jest fabrycznie wyposażony, na szersze terenowe kapcie. Producent zapewnia, że prześwit pozwala założyć opony z bieżnikiem o szerokości nawet 38 mm. I to rzeczywiście jest maksimum. Szersze, 40-mm, przeznaczone na szutry ogumienie ledwie zmieściło się między tylnymi widełkami (dlatego nie zdecydowałam się na takiej oponie jeździć), a z przodu w zasadzie został niewielki prześwit, ale szybko pojawiły się przetarcia na lakierze po wewnętrznej stronie widelca. Możesz więc już nie eksperymentować.
Natomiast 33-mm przełajowa opona zostawiała jeszcze sporo miejsca na ewentualne błoto lub, jak się okazało, śnieg. Notabene, Sora w zimowych, mroźnych warunkach, kiedy zdarzało mi się wjeżdżać w śnieg po osie (i to dosłownie!), spisywała się bez zarzutu. Raz tylko kółeczko przerzutki „obrosło” lodem, z którego trzeba było je obrać. Ale w tych warunkach mogło się to przydarzyć nawet sprzętowi najwyższej klasy. Osprzęt w ogóle nie sprawił nigdy zawodu, działa wystarczająco sprawnie, by uznać go za zadowalająco niezawodny.
À propos jazdy, AL 3 to gotowy na przyjęcie bagażu (dopuszczalna całkowita masa – roweru, rowerzysty i przewożonych przedmiotów – wynosi 125 kg) wytrwały juczny muł, który bez balastu, a właściwie tylko z dosiadającym go jeźdźcem, mógłby nawet stanąć na starcie długodystansowego maratonu po szutrach z dużymi szansami na dość dobrą lokatę. „«Gena» nie wydłubiesz”. Aluminiowy, z 9-rzędową kasetą, ale to wciąż Checkpoint.
O AL 3 chciałoby się napisać, że to budżetowy gravel – na sprawnie działającym, niezawodnym osprzęcie, z mechanicznymi tarczówkami, karbonowym widelcem i licznymi otworami montażowymi, pozwalającymi zamocować błotniki, bagażniki, co najmniej trzy koszyki na bidon, dedykowaną torebkę na górnej górze itd. Jednym zdaniem – bardzo przemyślana konstrukcja. W stosunku do dostępnych na rynku gravelówek, Checkpoint AL 3 nie jest drogi. Ale niemal 5 tys. zł za rower na Sorze to przecież niemało (najciekawsze gravelówki na Shimano 105 opisywaliśmy na magazynszosa.pl).
AL 3, ten najmłodszy spośród rodzeństwa Checkpointów, ma jednak swoje ukryte moce. Jak w bajkach, w których ostatni z rodzeństwa traktowany jest zwykle jako mało wprawdzie rozgarnięty, ale nieszkodliwy wioskowy głupek, a w finale okazuje się, że jest nie tylko zmyślny, ale również szczodry i szlachetny, a do tego potrafi zdobyć serce królewny i pół królestwa. Z AL 3 jest podobnie. Z pozoru niczym się nie wyróżnia, choć niezaprzeczalnie jest po prostu bardzo ładny – zgodnie zachwycaliśmy się w redakcji zarówno linią framesetu, jak i dopracowanym malowaniem – a jednak drzemie w tym rowerze spory potencjał.
(Prawie) cztery w jednym
Dla mnie okazał się… prawie czterema rowerami. Po pierwsze znakomitą szutrówko-przełajówką, niekoniecznie wyłącznie na zimowe jazdy, bo w teren lubię zapuścić się także w pełni sezonu. Ma wystarczająco zrelaksowaną pozycję, by pokonywać na nim długie dystanse, a wyposażony w opony z bieżnikiem przedziera się wytrwale przez niedostępne dla łysych oponek trudne terenowe szlaki. Można na nim pobłądzić, zdobywając nowe trasy, szczególnie że z przyjemnością spędza się na nim długie godziny. Ale też nie przeszkadza w szybkiej, mocnej jeździe po leśnych singlach, ani w zdobywaniu przewyższeń (kompaktową korbę 50/34 zestawiono z kasetą 11-32).
Po drugie, to świetna, stabilna szosówka na zimowe treningi po asfaltach, jeśli właśnie o tej porze roku chcesz zrobić bazę. 32-mm opony Bontrager R1 Hard-Case Lite dają na brukach i zimowym asfalcie, szczególnie gorszej jakości, poczucie bezpieczeństwa. Wjeżdżałam na nich także w teren, szukając skrótów i nowych szos, które kończyły się szutrówkami – na ubitych ziemnych drogach opony niosły znakomicie, nie przeszkadzał im, również zamarznięty szuter, wysypane drobnym tłuczniem trasy na wrocławskich wałach czy nawet cienka warstwa piasku. Ale jazdy po śniegu, błocie lub mokrej trawie na tych oponach już bym nie zaryzykowała (Acha! Koła są tubeless ready).
Po trzecie wreszcie, to zdecydowanie rower wyprawowy. Może nie objuczę go licznymi sakwami, torebkami i koszykami, ale z sakwą podsiodłową, na lekko, chętnie wybiorę się na nim w kilkudniową podróż – taką po bocznych szosach, ze świadomością, że na oponach R1 zawsze mogę zjechać w teren. Ta rola AL 3 wciąż jeszcze przed nim, a właściwie – przed nami.
A po (prawie) czwarte? Gdybym nie miała swojego ulubionego „mieszczucha”, którym na co dzień pokonuję trasę z domu do redakcji i z powrotem, albo przemieszczam się po mieście w innych sprawach, zapewne AL 3 stałby się rowerem dojazdowym i na rodzinne weekendowe wycieczki. Wystarczy wyposażyć go w błotniki i można śmigać na slickach, w które jest fabrycznie wyposażony, i po szosach, i po rowerowych drogach, i po wałach, i po parkowych ścieżkach.
Królewną wprawdzie nie jestem, ale AL 3 zaskarbił moje uznanie od pierwszej jazdy. Kolejne były potwierdzeniem, że najmłodszy z gravelowego rodzeństwa Treków jest po prostu wszechstronną maszyną. I choć mawia się, że jeśli coś jest do wszystkiego to jest do niczego, w przypadku Checkpointa AL 3 dziedziczne obciążenie decyduje przede wszystkim o jego uniwersalności. Jak na rasowy gravel przystało.
Cena: 4999 zł
www.trekbikes.com/pl