Ciepła, choć wietrzna i pochmurna lipcowa sobota w Londynie. W szarej dzielnicy portowej nad Tamizą kilkaset osób szykuje się do wyścigu.
Na terenie przemysłowych doków wytyczono trasę o długości 950 metrów, a miękkie prostokątne ekrany strzegą bezpieczeństwa na wyjściach z ośmiu ostrych zakrętów. Półwysep Greenwich we wschodnim Londynie to mieszanina przemysłowych zabudowań z luksusowymi budynkami rezydencjonalnymi. Chętni do startu w wyścigu to również kontrastowa ekipa – od całkowitych amatorów, przez kurierów, szosowców, do medalistów olimpijskich w jeździe torowej. Łączy ich chęć wygranej w kryterium ulicznym i rower o ostrym kole, który nie wybacza błędów podczas manewrowania na trasie.
Zasady są proste. Najpierw kwalifikacje, gdzie decyduje czas najszybszego okrążenia, a potem wyścig, w którym trzeba szukać najlepszej pozycji i szansy na ucieczkę z tłumu 92 konkurentów.
Więcej w najbliższym wydaniu SZOSY.
Zdjęcia: Michał Kozes Kozłowski