Firma Aftershokz zdobyła popularność dzięki słuchawkom wykorzystującym zjawisko przewodnictwa kostnego. Sprawdziliśmy, jak w codziennym użytkowaniu sprawdza się model Aeropex
Na czym polega przewodnictwo kostne dźwięków? Poza normalną drogą powietrzną nasz narząd słuchu może odbierać dźwięki jako fale rozchodzące się po kościach czaszki i innych tkankach. Takie „słyszenie poza uszami” . Na co dzień w procesie słuchania pełni ono tylko rolę pomocniczą, wpływając głównie na to, jak słyszymy np. własny głos. Konstruktorzy słuchawek Aftershokz postanowili jednak je wykorzystać i użyć przetworników przekazujących dźwięk bezpośrednio do kości czaszki, z pominięciem uszu. Po co? Właśnie po to, żeby uszy pozostały odsłonięte. Założenie jest takie – w tych możesz swobodnie słuchać muzyki, a jednocześnie nie odcinasz się całkowicie od otoczenia, poprawiając własne bezpieczeństwo, bo w porę usłyszysz zbliżający się samochód. Pomysł brzmi (nota bene) kusząco. A jak sprawdza się w praktyce? By to sprawdzić używałem przez ponad pół roku modelu Aeropex, najdroższego i najbardziej zaawansowanego w kolekcji Aftershokz. Oto wnioski.
Zacznijmy od spraw podstawowych, niezwiązanych z naturą przetworników. Ten bezprzewodowy zestaw jest bez wątpienia bardzo starannie wykonany, a minimalistyczny design ułatwia korzystanie z niego na codzień. Nawet załączony silikonowy pokrowiec nie pozostawia wątpliwości, że to wysoka liga. Nie ma tu żadnych ruchomych elementów, otwieranych klapek, plączących się kabli, wszystko pokryte jest silikonem, który się nie brudzi, nie namaka. Słuchawki są odporne na pot, deszcz czy zamoczenie np. pod prysznicem, więc można ich swobodnie używać nie zważając na warunki. Bluetooth działa bez zarzutu, a obsługa przycisków sterujących jest łatwa i intuicyjna. Można je używać razem z kaskiem i okularami bez problemów. Krótko mówiąc, pod względem designu i walorów użytkowych Aeropexy zdecydowanie się wyróżniają.
Minimalistyczny i unikalny design wprowadza jednocześnie pewne ograniczenia. Super-uproszczony system mocowania, tj. pozbawiony regulacji elastyczny pałąk wywiera odczuwalny nacisk, który uniemożliwiał mi słuchanie dłużej niż przez 1-2 godziny bez odpoczynku. Wiem, że niektórzy w ogóle nie mają z tym problemów, więc to pewnie kwestia obwodu głowy. Druga sprawa – magnetyczne gniazdo ładowania. Jest bardzo przyjemne w obsłudze, jak w MacBooku i, jak się domyślam, jego konstrukcja zapewnia wodoszczelność. Jednego problemu przeskoczyć się niestety nie da – to unikalna konstrukcja, drugiego takiego kabelka w domu nie znajdziesz, więc jego zgubienie to katastrofa. Aby zmniejszyć to ryzyko producent załącza do słuchawek dwa kabelki. Ja w zestawie testowym miałem tylko jeden, więc wiele razy musiałem zrezygnować ze słuchania, bo okazywało się, że zostawiłem go w pracy. Oczywiście to przede wszystkim kwestia dyscypliny, ale dla ludzi przyzwyczajonych do wszechobecnego mini–USB czy Thunderbolt konieczność pamiętania o specyficznym kablu (nawet jeśli ma się ich dwie sztuki) może być wyzwaniem.
Przechodzę do meritum, czyli do słuchania za pośrednictwem przewodnictwa kostnego, bo przecież o to chodzi w Aeropexach. Informacja na wstępie – tak, to działa. Przykładasz przetworniki do głowy i zaczynasz słyszeć dźwięki. Czy to dobre brzmienie? Ocena zależy od oczekiwań, bo przecież jeden chce jakości audiofilskiej, a inny będzie się cieszył, że w ogóle coś gra. Według mnie lepiej przyjąć to drugie podejście. Nie przez przypadek do słuchania natura dała nam uszy i nie sądzę, by konstruktorzy z Aftreshokz mieli ambicje stworzyć słuchawki kostne brzmiące równie dobrze, jak tradycyjne. Zwłaszcza basy słychać słabo, a to bardzo obniża jakość brzmienia. Z tego powodu używałem Aeropexow głownie do słuchania podcastów i audiobooków. W tej roli sprawdzały się wyśmienicie, bo mowę słychać w nich bardzo wyraźnie i przyjemnie. Muzyka brzmi gorzej niż na słuchawkach, które dostałem w komplecie z iPhonem. Coś za coś, bo przecież tu nie chodzi o doznania audiofilskie, lecz o zwiększone bezpieczeństwo podczas treningu.
No właśnie, a jak z tym bezpieczeństwem? Znów zacznę od prostego stwierdzenia – tak, rzeczywiście Aeropexy nie odcinają nas tak od świata jak szczelne słuchawki douszne i dopuszczają znacznie więcej dźwięków z otoczenia. Nadjeżdżające auta mniej zaskakują. Ale uwaga – to nie jest tak, że słychać jednocześnie wszystko, co leci w słuchawkach, i to, co się dzieje na zewnątrz. To, w jakim stopniu odbieramy poszczególne sygnały, zależy od ich głośności. Jeśli mocno podkręcę dźwięk w słuchawkach, ryk silnika usłyszę dopiero w ostatniej chwili. I na odwrót, gdy cicho słucham audiobooka idąc ulicą, a obok mnie przejedzie tramwaj, przestaję słyszeć kwestie wypowiadane przez lektora. To znane zjawisko, mózg zawsze preferuje mocniejszy sygnał. Nie chcę tu zgrywać specjalisty od akustyki, ale posłużę się takim przykładem: gdy używasz suszarki w łazience, będziesz mieć kłopot z usłyszeniem, co mówi do ciebie osoba stojąca w kuchni, nawet jeśli podniesie głos, bo silnik suszarki tuż przy uchu wszystko skutecznie zagłusza. Gdy jednak krzykniesz „Nic nie słyszę!”, ta osoba zapewne Cię zrozumie, bo dla niej sygnał dźwiękowy suszarki jest relatywnie słabszy. Podobnie jest, gdy używamy Aeropexów. Podstawowym warunkiem bezpieczeństwa pozostaje więc – jak w przypadku każdych innych słuchawek – niezbyt wysoki poziom głośności w czasie jazdy lub biegania, wtedy bowiem usłyszymy większość dźwięków otoczenia i docenimy walory unikalnych przetworników. Jeśli będziemy słuchać bardzo głośno, możliwość kontrolowania tego, co się dzieje obok nas pozostanie niewielka, choć zapewne wciąż nieco lepsza niż gdybyśmy jeździli w szczelnych słuchawkach.
Przyznaję, że bardzo trudno byłoby mi jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie, czy warto kupić Aeropexy. Na pewno są to najwygodniejsze słuchawki sportowe, z jakimi miałem do czynienia. Nie znoszę wypadających z uszu podczas jazdy „pchełek”, a tu problem całkowicie znika, poza tym mogę o nich zapomnieć nawet pod prysznicem, a lubię takie udogodnienia. To, że w pewnym zakresie poprawiają bezpieczeństwo na treningu też nie ulega wątpliwości, mamy więc kolejny argument za ich kupieniem. Jednocześnie jednak nie chciałbym, żeby Aeropexy były moimi jedynymi słuchawkami. Powód jest prosty: nie oferują takiej jakości dźwięku, jakiej oczekuję. W ich cenie można kupić modele bezprzewodowe brzmiące znacznie lepiej, to oczywiste. Zdaje się, że w tej kwestii po prostu muszą zadecydować indywidualne priorytety i – a może nawet przede wszystkim – pojemność portfela. Nie każdy jest gotów wydać ponad siedemset złotych na słuchawki, tym bardziej na słuchawki tak nietypowe.
Nawiasem mówiąc, chętnych na Aeropexy podobno nie brakuje.