Tripout to polska rodzinna firma, bardzo dynamicznie wchodząca ostatnio na rynek gogli i okularów sportowych. Ich produkty trafiły również do naszej redakcji – od kilku miesięcy intensywnie używamy okularów Infinity.
Gdy wejdzie się na stronę tej młodej, świdnickiej marki, łatwo zauważyć, że stara się ona tworzyć okulary dla wymagających użytkowników, ale jednocześnie trzymać ceny w ryzach, by stanowić konkurencję dla znanych marek klasy premium. Za zestaw Infinity z jedną typową szybką przeciwsłoneczną (np. Red Axiom) zapłacimy 299 zł, a z szybą fotochromową 449 zł. To korzystne ceny.
Konfigurator
Oferta Tripout ma modułowy charakter, co oznacza, że za pomocą konfiguratora w sklepie internetowym możemy sami skompletować zestaw, decydując o kolorze ramek (w momencie pisania tego artykułu dostępnych było 6 wariantów) oraz liczbie i rodzaju szybek (14 opcji). Można też dobrać wkładkę korekcyjną i/lub zestaw do konwersji okularów na gogle. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by zacząć od jakiegoś zestawu bazowego i dokupować kolejne szybki stopniowo, rozkładając koszty w czasie.
Tripout oferuje funkcję wirtualnej przymierzalni. Trzeba pobrać apkę na telefon, zrobić szybki pomiar rozstawu oczu i „przymierzać” poszczególne modele, czyli ogladać ich obraz nakładany na własne selfie. Działa to sprawnie i zachęcająco, jakkolwiek wirtualne Infinity, które w ten sposób sprawdziłem, zdawały się większe niż prawdziwe, wygląda więc na to, że nic nie zastąpi przymiarki na żywo.
Ramki
Infinity mają uniwersalny kształt. Podobały się i były wygodne dla większości osób, którym mieliśmy okazję je prezentować. To raczej nie przypadek, bo projekt wydaje się bardzo przemyślany i dopracowany. Nie ma w nim niczego, co mogłoby wzbudzać kontrowersje i nawiązuje do kształtów znanych z popularnych okularów innych marek, wpisując się w obecne trendy.
Ramka robi wrażenie solidnie i dokładnie wykonanej, co najbardziej odczuwa się podczas wymiany szybek. Nie ma z tym żadnych kłopotów, wszystko precyzyjnie wskakuje na swoje miejsce, nie pojawia się obawa, że za chwilę wszystko pęknie w rękach.
Dopasowanie
Przede wszystkim jednak należy docenić to, jak dobrze te okulary układają się na twarzy. Nie zsuwają się, w ciągu trzech miesięcy regularnego jeżdżenia musiałem poprawić je na nosie co najwyżej kilka razy. Nosek można trochę wyginać, co niewątpliwie pomaga w uzyskaniu odpowiedniego dopasowania. Zauszniki są wyraźnie wygięte do środka i mocno przylegają do głowy, co dodatkowo stabilizuje całość. Ich końcówki są wyraźnie bardziej elastyczne niż pozostała część, dzięki czemu raczej nie powodują zbyt dużego nacisku. To jednak zależy od kształtu i wielkości głowy – dla jednej z osób, którym daliśmy Infinity do przymierzenia nacisk na tylną część głowy był zbyt duży.
Szerokość twarzy
Generalnie Infinity to okulary dla osób o niezbyt szerokich twarzach. Moja facjata jest chyba na granicy rozmiaru, bo z jednej strony jeździło mi się w nich bardzo dobrze, a z drugiej, gdy zobaczyłem się na zdjęciach, zacząłem myśleć, że wolałbym jednak coś ciut szerszego. U Hani było jeszcze oczywiście sporo zapasu, co widać na zdjęciach.
Powierzchnia szybki jest wystarczająco duża, by dawać poczucie pełnej ochrony górnej części twarzy. Producent dostarcza Infinity z dodatkową gąbką zamocowaną do górnej krawędzi, która ma chyba chronić przed spływającym z czoła potem. Od razu ją jednak zdemontowałem, bo nie było mi z nią wygodnie, poza tym pogarszała wentylację.
Widoczność – bardzo dobra. W pozycji, w jakiej jeżdżę (pochylona, ale nieprzesadnie), nie miałem problemu z górną krawędzią zasłaniającą widok, tym bardziej, że – jak już wspomniałem – okulary nie mają tendencji do zsuwania się. Jeśli cokolwiek ogranicza pole widzenia, to boczne krawędzie ramek – dla mnie to kolejny argument, że Infinity mogą być dla mnie nieco za wąskie.
Szybki
Mieliśmy do dyspozycji aż trzy ramki Infinity, więc nie trzeba było nawet zaprzątać sobie głowy wymianą szybek – sytuacja wręcz luksusowa. Szybek, nawiasem mówiąc, też było niemało, bo producent przysłał nam fotochromy w dwóch wersjach (Blue i Red) oraz klasyczny zestaw z kompletem wymiennych szybek. Początkowo było to wręcz przytłaczające, wnet jednak ten szeroki wachlarz opcji zawęził się dla mnie do dwóch wariantów: szyby fotochromowej Blue Smart Axiom oraz żółtej Foggy – taki zestaw pozwala obsłużyć chyba każdą sytuację pogodową, na jaką można trafić wiosną na Równinie Wrocławskiej.
Można by oczywiście ograniczyć się jeszcze bardziej, tj. wyłącznie do fotochromów, ale żółte naprawdę poprawiają jakość jazdy w pochmurne dni, a takich w tym sezonie (wiosna 2023 r.) naprawdę nie brakowało. Przez cały marzec, kwiecień i połowę maja jeździłem więc niemal wyłącznie w okularach z żółtymi szybkami, używając ich zresztą nie tylko na rowerze, ale również w aucie, a niekiedy nawet przed komputerem (one nie tylko poprawiają ostrość detali, ale też działają w jakimś sensie antydepresyjnie, gdy brakuje słońca). Gdy pogoda w końcu się zmieniła, gwałtownie zamieniając wiosnę w słoneczne lato, przerzuciłem się na fotochromy. Tu wyjaśnienie nazewnictwa: fotochromy Tripout nazywają się „Smart”, a „Axiom” to nazwa powłoki ochronnej, antyrefleksyjnej i chroniącej przed zaparowaniem, która nadaje też szybie określony kolor.
Szybki Smart mają zmienną przepuszczalność w zakresie od 18% do 70%. To bardzo szeroki przedział, choć gdyby porównać je z szybkami o stałej przepuszczalności, to oczywiście byłyby nieco jaśniejsze od najciemniejszych Dark Silver Axiom (15%) i ciemniejsze od szkieł przezroczystych. Niemniej jednak w typowych sytuacjach zapewniają pełny użyteczny zakres przepuszczalności. Zdarzały mi się powroty z treningów późnym wieczorem, podczas których nie czułem potrzeby zdjęcia okularów. Nie znalazłem się też ani razu w sytuacji, w której brakowałoby mi przyciemnienia. Pewnie poczułbym to na jakiejś zaśnieżonej alpejskiej przełęczy w słoneczny dzień – na taką okoliczność przydałoby się założyć wyżej wspomniane Dark Silver.
Szyby dają bardzo klarowny obraz. W fotochromach Smart Axiom nie zauważyłem żadnych zniekształceń – pod tym względem nie widzę (sic!) różnicy między nimi a szybami w okularach droższych marek. W środkowej części obrazu zauważalne jest podbicie czerwieni, co daje efekt większego kontrastu, dzięki czemu lepiej widać fakturę nawierzchni.
Żółte szybki nie są już tak dokładne i wyraźnie załamują światło, zmieniając nieco kształt oglądanych przedmiotów (widać to, gdy się je na przemian zakłada i ściąga, patrząc wciąż na ten sam obiekt) – cóż, najwyraźniej nie przez przypadek są najtańsze w ofercie.
Podsumowanie
Jestem pod wrażeniem. Tripout Infinity spełniają wszystkie obietnice składane przez producenta, w szczególności to, że łączą zalety okularów wysokiej klasy z umiarkowanymi cenami. Są wygodne, bardzo stabilnie trzymają się na głowie i dają wyraźny, kontrastowy obraz. Podobają mi się i chętnie sięgam po nie każdego dnia. To, że powstają w Polsce jest ich dodatkową zaletą.
Strona producenta: https://tripout-optics.pl