Mistrzowskie widowisko

Wyścig elity kobiet oglądaliśmy podczas ostatnich godzin Kielce Bike-Expo, tak… jedną ręką. Trochę na komórce, trochę na tablecie, przekładanych to na stosik gazet, to na półkę pod ladą, to na stolik, nad którym pochylaliśmy się i my, i nasi targowi goście. Ostatnim kilometrom – tym, na których Katarzyna Niewiadoma jechała na czele peletonu – towarzyszyło rytmiczne stukanie młotków i świdrujący dźwięk wkrętarek. Dookoła rosły stosy kartonów i innych pakunków, a my wciąż nie pozwalaliśmy rozmontować naszego stoiska, bo dziewczyny jeszcze nie dojechały do mety.

Tekst: greten
Zdjęcia: Hania Tomasiewicz i Kristof Ramon / SZOSA, Szymon Gruchalski / Polski Związek Kolarski

Obsługa targów omijała nas szerokim łukiem, jedynie chyłkiem zgarniając pojedyncze meble, z których już nie korzystaliśmy. Wcześniej rozmawialiśmy z mistrzynią Polski Karoliną Karasiewicz, której z jakiegoś powodu nie powołano do reprezentacji. Kaja przekonywała, że Kasia ma szanse na medal, ale też zaznaczyła, że najbardziej walkę o podium utrudnią Polkom Holenderki, które rzeczywiście podczas wyścigu znakomicie z sobą współpracowały. Już po zdobyciu tęczowej koszulki przez Chantal Blaak (tak, tak, Holenderkę!), Niewiadoma na swoim instagramowym profilu opublikowała zdjęcia, na których jedzie w otoczeniu pomarańczowych koszulek, z komentarzem: „BTW. I ve got lots of pictures with #Dutchies” („À propos. Mam bardzo dużo zdjęć z Holenderkami”)…

To zdecydowanie nie przypadek, o czym Kasia, jeżdżąca od lat w holenderskiej ekipie, wie najlepiej. Holenderki mają w medalowym dorobku aż 27 krążków szosowych mistrzostw świata w wyścigu ze startu wspólnego, w tym 9 złotych, z czego tylko – startująca i w Bergen – Marianne Vos ma ich na swoim koncie osiem (trzy złote i pięć srebrnych). Francuzki zdobyły „tylko” 17 medali, ale za to aż 10 złotych. W walce o krążki, nie tylko te mistrzostw świata, główne role grają też zawsze Włoszki i Belgijki. Ale i Dunka Amalie Dideriksen, ubiegłoroczna triumfatorka z Dausze, również w tym roku dowiodła, że trzeba się z nią liczyć – w Norwegii rywalizację ukończyła na 3. miejscu.

Przed Bergen balonik z medalowymi oczekiwaniami wobec polskiej reprezentacji rozdmuchany był do potężnych rozmiarów. Nie bez powodu. Po 7. miejscu Niewiadomej w Richmond (i imponującym samotnym rajdzie Małgorzaty Jasińskiej w tym wyścigu) oraz 13. Katarzyny Pawłowskiej rok później w Katarze, medal wydawał się oczywistym następstwem. Finisz z grupy i na mecie w Norwegii Niewiadoma jest 5. Po bardzo aktywnej jeździe biało-czerwonych przez cały wyścig, po tym jak Kasia i Eugenia Bujak zostały we dwie, wreszcie po tym, gdy Kasia na słynnym już Łososiowym Wzgórzu kilka razy poprawiła, usiłując najpierw dojść rywalki, a potem urwać je z koła. Na rozegranie finałowych metrów na swoją korzyść i walkę o srebro lub brąz (Blaak utrzymała przewagę nad peletonem i na metę wjechała solo) zwyczajnie zabrało już sił.

Czy jest się czym martwić albo na co narzekać? Zdecydowanie nie. Pewnie, że szkoda, iż na podium nie wskoczyła Polka, ale to bardzo młoda zawodniczka, która zapowiada walkę o medal, a ma przed sobą jeszcze niejedne mistrzostwa, a za sobą – ogromne wsparcie reprezentacji.

– Stanęłyśmy na starcie z wielką motywacją, by walczyć o medal – powiedziała nam Eugenia. – Z tą ekipą to było możliwe, bo atmosfera była świetna. Byłyśmy wprawdzie skupione i skoncentrowane na naszych zadaniach, ale był też czas na żarty i śmiech. Ja sama czułam się bardzo dobrze przygotowana do tego wyścigu, miałam dobre nogi. Niestety, w połowie wyścigu zostałyśmy tylko we dwie, a w takiej sytuacji trudno jest zapewnić liderce 100-procentowy komfort. Niemniej wszystko, co miałam w nogach, tego dnia oddałam Kasi. Mam nadzieję, że nie czuła kompletnego osamotnienia.

Zabrakło tu także walecznej Małgorzaty Jasińskiej, która leżała w kraksie i choć szczęśliwie wyszła z niej bez poważniejszych obrażeń, to zanim znów wsiadła na rower, peleton odjechał i trudno jej było nadrobić stratę. „Głupia kraksa i po Mistrzostwach Świata… Ale takie jest kolarstwo” – nie kryła rozczarowania.

– Mistrzostwa Świata, gdzie by się nie odbywały, zawsze są wyjątkowe i pełne emocji. Ale dotąd nigdzie nie widziałam tak wielu kibiców, jak w Bergen – wspomina w rozmowie z „Szosą” Gienia. – Stali licznie wzdłuż całej trasy. Nie brakowało wśród nich Polaków. Salmon Hill to ciężki podjazd, szczególnie pokonywany po raz kolejny, na pełnym gazie, ale te polskie flagi, doping kibiców, nie tylko polskich – to dodawało skrzydeł. Od razu podjeżdżało się lepiej, łatwiej, z uśmiechem.

Ostatecznie zawodniczka BTC City Ljubljana na metę wjechała na 34. pozycji. Rywalizacji nie ukończyły Marta Lach, Ewelina Szybiak, Anna Plichta i Małgorzata Jasińska.

– Jestem zadowolona ze swojej postawy na tym wyścigu, mam poczucie, że zrobiłam wszystko, co tego dnia mogłam zrobić. Piąte miejsce Kasi na mistrzostwach to ogromny sukces, nie tylko dla niej samej, dla naszej reprezentacji, ale i dla kobiecego kolarstwa w Polsce – mówi Gienia. I trudno się z nią nie zgodzić.

Michał Kwiatkowski, który w rozegranym następnego dnia wyścigu elity mężczyzn był 11., pogratulował Kasi, a Mark Cavendish na swoim twitterowym profilu napisał: „I hope I’m not alone in thinking the Pro Women’s race in #Bergen2017 was the most exciting of the whole week. Perfect way to showcase” („Mam nadzieję, że nie ja jeden myślę, że wyścig elity kobiet był najbardziej emocjonującym wydarzeniem tego weekendu. Doskonały sposób na zaprezentowanie [atutów kobiecego kolarstwa – przyp. red]”). Nie jest sam, nam i ten wyścig, a w nim postawa Polek, również zaimponowały.

Dopiero, gdy poznaliśmy wyniki i wysłuchaliśmy podsumowania Pauliny Brzeźnej-Bentkowskiej, komentującej wyścig w Eurosporcie, pozbieraliśmy resztę swoich bagaży i opuściliśmy stoisko. Mniej myśląc o udanych przecież targach, za to nie przestając roztrząsać w głowach wyścigu, który przed chwilą oglądaliśmy. Wcale nie dlatego, że Polka nie stanęła na podium. Miejsca na nim są tylko trzy, walczyło o nie ponad 150 zawodniczek, wygrała najlepsza, a Niewiadoma była 5. I nawet walka o tę piątą pozycję zagwarantowała nam znakomite i niezapomniane sportowe widowisko. Warto było oglądać i trzymać kciuki do końca.

 

Written By
More from Redakcja

SZOSA na 5-lecie

W urodzinowym wydaniu SZOSY – tak, 13 marca stuknęło nam 5 lat!...
Czytaj więcej