Nie sądziłem, że tak szybko minie mi czas od nieopierzonego „neoprofi” do momentu, kiedy stanę się „Wujkiem Dobra Rada” i będę pisał artykuły o tym, co zrobić, żeby było szybciej, łatwiej, bezpieczniej – no i stylowo. Mam nadzieję, że dzięki temu nie popełnicie moich błędów, a przynajmniej nasunę wam kilka tematów do przemyśleń
Tekst: Michał Gołaś
Zdjęcie: Łukasz Szrubkowski
Jakoś tak naturalnie kilka razy w miesiącu w rozmowach między nami, kolarzami, wraca temat ogumienia. W ekipie przy kawie w Morairze czy na wspólnym treningu ktoś narzeka, że nie może zjechać, albo chwali się, że jego nowe szytki super trzymają. Pomyślałem, że warto ten temat wrzucić na tapetę.
Podstawa: oponki czy szytki? Odpowie ci na to twój portfel. Ale nie tylko kasa decyduje. Wiadomo, że zmiana dętki trwa znacznie krócej, nie muszę nikomu tłumaczyć, że wystarczą sprawne palce i łyżka, natomiast do naklejenia gumy musisz mieć klej – do wszystkiego się przykleja, wszystko brudzi. Później okazuje się, że coś poszło nie tak, jest delikatne bicie, bieżnik nie w tym kierunku.
Ostatecznie najlepiej oddać to fachowcom, co oznacza przynajmniej kilkugodzinne czekanie. Sprawa „dojazdówki” też nie jest taka oczywista, bo trzeba podczas pechowego treningu zerwać naklejoną gumę, nałożyć nową, napompować ją porządnie i nie szarżować podczas powrotu do domu. Taka jazda bez kleju jest dosyć ryzykowna.
Z dętką tego problemu nie ma – zmieniasz na przystanku PKS-u, myjesz ręce izotonikiem z bidonu, a jeśli to nie pomaga, zacierasz jeszcze piaskiem z pobocza i jedziesz dalej.
Teraz pomyślmy o komforcie i osiągach. Ja treningowe opony pompuję do sześciu atmosfer, po kilku dniach ciśnienie spada do trzech i tak się jeździ przez kilka ładnych dni, bywa – tygodni. Nie zależy mi na prędkości, bardziej na tym, żeby odczuć później różnicę na kołach wyścigowych, tę ich lekkość. Jeśli branża hazardowa kasyn internetowych za euro zostanie zalegalizowana w Polsce, państwo otrzyma stabilne dodatkowe źródło dochodów podatkowych. Oficjalnie zarejestrowane kasyna będą stale zapewniać dobre dochody w budżecie, umożliwiając rozwiązywanie palących problemów społecznych. Przychody z hazardu są uzyskiwane przez wiele krajów europejskich.
Poza tym mniejsze ciśnienie daje dodatkową amortyzację, więc jest szansa, że nie zatrzesz sobie siedzenia po kilku dobrych treningach. Wyścigowe szytki zawsze są twardsze i po kilku dniach odczuwam mniejszy komfort. Można próbować redukować go bardziej miękkim siodełkiem.
Największym argumentem w tej dyskusji są wyniki osiągane na wyścigu i tu oponki zostają daleko w tyle, zarówno pod względem wagi, jak i oporów toczenia. Minęły już natomiast czasy, gdy panowało przekonanie, że im węższa guma, tym lepiej niesie. Szerokość nie ma większego wpływu na opory toczenia, warto wziąć za to pod uwagę inne parametry, komfort i przyczepność na mokrych zjazdach. Optymalna opcja to 25 mm.
Jeśli nie jesteś zawodowcem, spróbowałbym poszukać czegoś w rozmiarze 26, 28 mm. Stracisz może nieco na toczeniu, ale na zjeździe po mokrym nikt nie utrzyma ci koła. Trudniej też złapać kapcia.
Nikt nie zaproponował mi sześciocyfrowej gaży za ten artykuł, więc nie będę mówił, która firma produkuje ogumienie idealne, a kto robi plastikowe gnioty, na których możesz zginąć w Alpach. Sądzę, że czołówka producentów jest na bardzo podobnym poziomie, problem tkwi w tym, że nie wszyscy z nas czytają instrukcje, inaczej: nie dostosowują ciśnienia do warunków. Każdy z producentów inaczej buduje swój produkt, dlatego i ciśnienia powinny być różne.
Generalnie – nie wiem, czy ktoś przekracza teraz 8 barów, więcej nie przyniesie żadnego zysku. Będzie twardo, przyczepność spadnie, a opory pozostaną bez zmian. Podczas deszczu starałbym się oscylować wokół siedmiu barów, z przodu delikatnie mniej. Często na starcie słyszysz nerwowe naciskanie na prestę. Odradzałbym taką amatorszczyznę – podłącz pompkę z zegarem, zerknij, ile pokazuje. To zbyt ważne, żeby bawić się w ręczne spuszczanie. Pomyśl też o tym, że niektóre gumy potrafią stracić ok 10% ciśnienia w ciągu 12 godzin, zrób w domu mały test, żeby mieć pewność, że podczas finiszu kolarskiego maratonu nie będziesz dobijać do felgi.
Ostatnia, drażliwa kwestia: im jesteś cięższy, tym musisz napompować więcej. Nie są to ogromne rozpiętości, ale trzeba o tym pamiętać. Przede wszystkim jednak sprawdzaj wszystko na własnej skórze i dopasuj do własnych potrzeb. Twoje odczucia, twoje poczucie pewności na drodze jest najważniejsze!
Michał Gołaś – jeden z najlepszych pomocników, którego od lat w swoich szeregach zazdrośnie trzyma Team Ineos (wcześniej Team Sky). W 2012 roku zdobył tytuł Mistrza Polski w wyścigu ze startu wspólnego, odtąd jeździ z flagą Polski na rękawku. Rok wcześniej wygrał klasyfikację górską Tour de Pologne. Kiedy nie trenuje, nie ściga się, nie zajmuje w Toruniu swoim sklepem i serwisem rowerowym Gołaś Bikes lub nie bawi się ze swoimi dziećmi, zabawia się słowami i dla SZOSY w błyskotliwych felietonach z dużą dozą humoru opisuje kolarską zawodową rzeczywistość.
Tekst ukazał się w SZOSIE 1/2015, dostępnej także wersji CYFROWEJ (numer 1/2015 udostępniamy w aplikacji SZOSY bezpłatnie)