Chyba prawdą jest, że najwięcej przeciwników rowery elektryczne mają wśród osób, które nie miały okazji na nich jeździć. Prawdą jest też, że choć „elektryk” ma swoje wady i tradycyjnego roweru szosowego czy gravelowego raczej nie zastąpi, to jednak może dać mnóstwo frajdy z jazdy. Zwłaszcza w terenie… Zwłaszcza gdy jest do tego stworzony, tak jak Specialized Turbo Creo w wersji EVO.
Tekst: Grzegorz Koźmiński
Zdjęcia: Wojtek Sienkiewicz
Ten model Specialized wyróżnia się pod bardzo wieloma względami. Zaczynając od nazwy, długiej jak tytuł arystokraty: Turbo Creo SL Comp Carbon EVO. Od konkurencji odróżnia go także mnogość zastosowanych rozwiązań technologicznych oraz fakt, że jest to jeden z nielicznych gravelowych e-bike’ów na rynku. Ale to, co najbardziej zwraca uwagę, to niewiarygodna przyjemność z jazdy, jaką daje.
Odczucia, jakie towarzyszą jeździe na Creo to wypadkowa bardzo wielu czynników. Najważniejszy z nich to zastosowana w nim geometria. Choć wersja EVO (czyli w nomenklaturze Specialized rower przeznaczony do jazdy po szutrach) dzieli ramę z wersją szosową, to śmiało można powiedzieć, że geometria ma zdecydowanie terenowy , a nie szosowy charakter. Turbo Creo wyróżnia się bardzo długą bazą kół, wysoką główką ramy i łagodnymi kątami. Porównując go z drugim gravelowym modelem marki, czyli Diverge zauważymy, że pozycja na Creo jest jeszcze bardziej „zrelaksowana” niż w przypadku roweru bez napędu elektrycznego. Bez wątpienia duży wpływ na charakterystykę jazdy ma też silnik, który dociąża dół roweru, dodając mu stabilności.
A jak Turbo Creo zachowuje się podczas jazdy? Gdy poruszamy się w łatwym terenie – prostą i płaską leśną ścieżką, nadrzecznym wałem czy nieutwardzoną drogą – mamy wrażenie, że po prostu płyniemy. Na myśl przychodzi poruszanie się amerykańskim krążownikiem szos. Statecznie i majestatycznie, niespiesznie i łagodnie. Gdy jednak chcemy przyspieszyć, daje o sobie znać wspomaganie i – tak jak w krążowniku silnik o dużej pojemności – tak tu napęd elektryczny pozwala nam dziarsko wyrwać do przodu.
Niech nas to jednak nie zmyli. Specialized to nie bulwarówka do niespiesznych przejażdżek. Gdy tylko szlak zaczyna się wić, a zakręty zacieśniać, Creo pokazuje do czego został stworzony. Ten rower praktycznie nie wymaga operowania kierownicą, w skrętach możemy go śmiało kontrolować pracą bioder. Ale nawet gdy trafimy na nieprzewidzianą przeszkodę – kamień, dziurę, kałużę – i gwałtownie skręcimy kierownicą, nadal będziemy mieli uczucie pełnej kontroli i stabilnej jazdy.
Nie dajmy się jednak ponieść emocjom. W Specu czai się ukryty diabeł, który da o sobie znać, gdy tylko osłabnie nasza czujność. To moment obrotowy, który w Turbo Creo może nie jest największy (35 Nm), ale potrafi zrzucić z siodła w ułamku sekundy. Dzieje się tak w momencie wjazdu na grząskie podłoże. Fabryczne opony w tym modelu mają bieżnik przystosowany do jazdy po nieutwardzonych ścieżkach, ale raczej suchych. W błocie ich trakcja pozostawia sporo do życzenia. Wjeżdżając w podmokły teren, gdy tylko próbuje się przyspieszyć, natychmiast odzywa się elektryczne wspomaganie, które daje niezłego kopa (kontrola nad nim jest ograniczona). Tylne koło zaczyna wtedy uprawiać dzikie harce. W konsekwencji krzywdy pewnie sobie nie zrobimy, ale przy braku uwagi lub umiejętności łatwo zaliczyć błotną kąpiel. Dlatego myśląc o jeździe po miękkiej, mokrej nawierzchni albo powinniśmy zaopatrzyć się w opony o bardziej terenowym bieżniku, albo zmniejszyć poziom wspomagania silnika, bądź też całkowicie go odłączyć.
A skoro o silniku mowa, to rozwiązanie zastosowane przez Specialized jest bardzo podobne do innych tego typu. Mamy tu sporą baterię ukrytą w dolnej rurze i silnik opracowany przez Specialized wspólnie z firmą Mahle, umieszczony w okolicy suportu. Zgodnie z przepisami, wspomaganie silnika działa do osiągnięcia 25 km/h po czym motor wyłącza się. Napęd ten działa bardzo poprawnie, aczkolwiek nie jest pozbawiony pewnych mankamentów. Dostęp do baterii możliwy jest tylko w serwisie, bo wymaga demontażu silnika. Oznacza to, że nie można odchudzić roweru, gdy nie ma się zamiaru używać wspomagania (np. jeżdżąc po płaskim terenie). W większości rowerów o podobnej konstrukcji możliwe jest wyjęcie ogniwa i zastąpienie miejsca po nim osłoną. Silnik w Turbo Creo nie należy też do najcichszych, ale akurat w terenie nie powinno to przeszkadzać, biorąc pod uwagę, że odgłosy wywoływane przez koła są głośniejsze od napędu.
Do niewątpliwych zalet elektrycznego motoru amerykańskiej marki należy możliwość samodzielnego ustawienia mocy wspomagania na poszczególnych poziomach. Można to zrobić za pomocą specjalnie przygotowanej aplikacji. Entuzjaści śledzenia wszelkiej maści danych z pewnością docenią pomiar mocy wbudowany w silnik Speca. Można go sparować z licznikiem rowerowym i wykorzystywać w trakcie jazdy do treningu. Niestety, pomiar mocy działa tylko przy włączonym napędzie, co można byłoby chyba łatwo zmienić, zapewniając czujnikowi mocy niezależne zasilanie.
Konfiguracja roweru ucieszy miłośników terenowej jazdy. Turbo Creo EVO to pełnoprawny gravel na Shimano GRX, w najwyższej mechanicznej opcji. Klamkomanetki o zmienionej osi obrotu dźwigni hamulca zapewniają świetną siłę zatrzymywania, a tylna przerzutka ze sprzęgłem gwarantuje bezproblemową pracę na wyboistych ścieżkach. Specialized nie przewidział możliwości montażu przedniej przerzutki, ale nie jest to problem, biorąc pod uwagę, że oprócz kasety o dużej rozpiętości (11-42) mamy też do dyspozycji wspomaganie na podjazdach. Mimo wszystko przydałoby się w tym modelu zamontować ogranicznik lub prowadnicę łańcucha. Pomiędzy tarczą napędu a mufą suportu jest zaledwie kilka milimetrów przestrzeni i serce staje na myśl o tym, co stałoby się z karbonową ramą, gdyby jednak jakimś sposobem łańcuch spadł i zaklinował się w tej przestrzeni.
Komfort jazdy z pewnością podwyższają zastosowane komponenty i technologie. Podobnie jak w szosowym modelu Roubaix, zastosowano tu amortyzator Future Shock 2.0. To rozwiązanie umieszczone w rurze sterowej zapewnia 20 mm skoku, a siła amortyzacji jest regulowania. Dzięki temu wszelkie nierówności wygładzają się, ale – co ciekawe – skoku tego amortyzatora prawie wcale nie zauważa się podczas jazdy. Wygoda to też zasługa świetnie wyprofilowanej kierownicy, która w górnej części delikatnie się wznosi, a w dolnym chwycie – rozszerza na zewnątrz pod kątem 12 stopni, co zapewnia możliwość zajęcia komfortowej pozycji w każdym chwycie i pozwala na pełną kontrolę nad rowerem.
Producent w testowanym modelu zastosował podstawowy model kół, aczkolwiek niczego (poza może nieco wysoką wagą) zarzucić im nie można. Jedyne, co może nieco zaskakiwać, to że przednia piasta ma szerokość 110 mm, co sprawia, że w przypadku chęci wymiany kół na lepszy zestaw mamy mocno ograniczony wybór gotowych kompletów albo musimy zdecydować się na składanie kół samodzielnie.
Z pewnością rowery elektryczne nigdy nie będą trafiać na listy najlżejszych modeli. Fakt, najbardziej odchudzone wersje e-szos zbliżają się do granicy 10 kg, co i tak jest zadowalającym wynikiem. Prezentowane Turbo Creo EVO waży poniżej 14 kg, ale biorąc pod uwagę zastosowane komponenty nie jest to bardzo dużo. Zaskakujące, ale nawet podczas jazdy bez wspomagania tych dodatkowych kilogramów zbytnio się nie odczuwa. Wagę Speca czuje się dopiero, gdy trzeba wnieść go po schodach. Jeśli ktoś mieszka na 4 piętrze, musi przygotować się na niezły trening siłowy lub rozważyć inne miejsce przechowywania roweru.
O ile elektryczne szosy raczej nie są konkurencją dla swoich tradycyjnych odpowiedników, to Specialized Turbo Creo SL Comp EVO z pewnością może rywalizować o względy wszystkich miłośników rowerów szutrowych. W terenie, gdzie poruszamy się wolniej, dodatkowe wspomaganie jest miłym dodatkiem ułatwiającym przemierzanie długich szlaków. A dodatkowa waga wcale nie stanowi przeszkody w bardziej dynamicznej jeździe.