Michał Dąbski, psycholog sportu. Specjalizuje się w pracy nad rozwojem umiejętności mentalnych. Uprawiał sport wyczynowo. Jako psycholog ma wieloletnie doświadczenie praktyczne w pracy z zawodnikami kilkunastu dyscyplin. Uczestniczy w procesach przygotowań do igrzysk olimpijskich. Pracuje z mistrzami Polski, Europy i świata
Rozmawiał: Arek Kogut
Czym są nawyki umysłu w kontekście treningu amatora kolarstwa?
Nawyki to zautomatyzowane czynności, które „odpalają się” na określoną wskazówkę i mają doprowadzić do nagrody (rezultatu). W każdym kontekście nawyki mają za zadanie ograniczać wysiłek (poznawczy i fizyczny), czyli powtarzać to, co wyuczone, by oszczędzać energię. Z powodzeniem możemy powiedzieć, że również w treningu istnieją nawyki.
Jakie korzyści, a jakie zagrożenia może nieść ze sobą określony sposób myślenia?
W psychologii sportu wyczynowego dążymy do automatyzacji czynności, fachowo określanych jako „wykonanie sportowe”. Czyli do robienia tego, co ciało umie zrobić nawykowo, i do nieprzeszkadzania mu w tym. To jest największa korzyść. Zagrożeniem są sytuacje, w których zawodnik w czasie startu wplata między wykonanie sportowe myśli – zazwyczaj nadmiernie analizuje wykonanie, wątpi we własne siły i umiejętności lub porównuje się z innymi. To obniża rzeczywiste możliwości i końcowy wynik na mecie.
Nierozwojowy sposób myślenia przekłada się na trening.
Ponieważ nawyki kształtują się poprzez regularne powtarzanie, dlatego zagrożeniem w czasie treningu jest to, że ucząc się np. negatywnego dialogu wewnętrznego, tkamy w naszym mózgu takie połączenia neuronalne, które „odpalą się” na zawodach w ten sam sposób. Mówiąc o dialogu wewnętrznym, mam na myśli sposób, w jaki z sobą rozmawiamy. Ten dialog zmienia się w zależności od motywacji, nastroju, momentu treningu, a nawet poziomu glikogenu czy sodu w organizmie podczas wysiłku. Jeśli bezrefleksyjnie podążamy za tym dialogiem, to będzie on robił wszystko, by oszczędzać energię. Czyli zamiast realizować zadanie, znajdziemy powód, by odpuścić. Tak właśnie tworzy się negatywny nawyk, który – gdy „jest za ciężko” – każe nam przestać, bo nagrodą będzie „brak przeciążenia”. To myślenie krótkofalowe, które w rezultacie prowadzi do odpuszczenia i mniejszej satysfakcji z uprawianej dyscypliny.
A co sądzisz o tak popularnym dzisiaj pozytywnym myśleniu?
Pozytywne myślenie zostało mocno nadwyrężone przez pseudospecjalistów, którzy wciskają w nas kolanem puste hasła: „myśl tylko pozytywnie”, „nie ma emocji negatywnych – to wybór”, „wyobrażaj sobie tylko zwycięstwo”. Każdy zdrowy rozwój wymaga również negatywnych emocji, które z czasem, jako informatory, pokazują nam, że coś jest ważne, a czegoś się obawiamy. Tylko w ten sposób możemy zrobić kolejny krok. Na przykład rozwijać strategię radzenia sobie w sytuacji treningu i rywalizacji. Dlatego nie mówimy o przykładach pozytywnego myślenia, ale o procesach, które mogą zbudować nasz nowy nawyk.
Możesz podać jakieś przykłady tych procesów?
Choćby samoregulacja i „hartowanie”, których celem jest identyfikacja nawyków ograniczających, tak by świadomie inwestować energię w zadania i strategię, gdy ciało chce ją oszczędzać. I to jest droga do zmiany nawyku, bo bez przeciążania nie ma wygrywania. Nic lepiej nie wpływa na poczucie skuteczności, jak świadomość sprawstwa własnych sukcesów i możliwości wypracowania nowych zachowań. To „odpala” kolejny poziom motywacji. Mam zresztą swoje ulubione powiedzenie, którym uruchamiam w zawodnikach refleksję i chęć poszukiwania balansu w ich dialogu wewnętrznym: „W czasie treningu słuchaj swojego ciała, a na zawodach każ mu się zamknąć”. Wierzę, że to „zamknięcie się” jest szansą na zwiększoną determinację i wejście w swój najlepszy tryb automatyczny aż do mety!
Tekst ukazał się w SZOSIE 1/2019 Regeneracja, dostępnej także wersji CYFROWEJ